Kiedy, po raz pierwszy w Los Angeles, usłyszałam o WDZIĘCZNOŚCI, byłam przekonana, że to jakaś kolejna, amerykańska sekta. Jako osoba potrzebująca rozumieć każde zjawisko przy pomocy „szkiełka i oka“ zaczęłam zagłębiać się w to zagadnienie. Im więcej o nim wiedziałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, iż jest to genialna metoda psychologiczna, pomagająca zbudowanie wewnętrznej harmonii, wspierająca codzienne, konstruktywne działanie, wpływająca na poczucie własnej wartości, a na dodatek naturalny antydepresant. Po analizie materiałów naukowych, które znalazłam, stworzyłam własną definicję tego, jakże ciekawego zagadnienia. WDZIĘCZNOŚĆ według mnie, najprościej możemy tłumaczyć jako naturalne wsparcie mózgu w produkcji kwartetu szczęścia, czyli dopaminy, endorfiny, oksytocyny i serotoniny.
Automatycznie ograniczając wytwarzanie się kortyzolu, odpowiedzialnego za lęk, stres, smutek. Bardzo ważne jest, że my, sami, beż żadnych pomocy, jesteśmy
w stanie doprowadzić do tej produkcji. Wystarczy, że zaczynamy tylko pozytywnie myśleć, a nasz mózg produkuje endorfinę. I dlatego, w tym miesiącu mamy.