Czy Francuski się wstydzą?

Jak powszechnie wiadomo – Francuzki nie należą do kobiet wstydliwych. Można je wręcz nazwać kobietami bezwstydnymi. Na dodatek, przyjrzawszy się bliżej, one nie mają powodów, by się wstydzić. Tu pojawia się pytanie – czy to możliwe. I odpowiem Wam, że tak. Dlatego, że one świetnie wiedzą, co ze z tym uczuciem należy zrobić. To, co warto dodać, to to, że Francuzki są bardzo naturalne, a wstyd nie jest naturalny, jest nabyty. Nie rodzimy się z nim. My go nabywamy.       

Jak poznałam sposób na to, aby pozbyć się wstydu?

Gdy moje życie zawodowe przeniosło mnie do Paryża i nagle znalazłam się w otoczeniu pięknych, naturalnie zadbanych kobiet – zauważyłam, że jestem, powiedzmy, lekko tłustawa. Nie czekałam długo na wręcz naturalną mi reakcję wyniesioną wraz z polskim pochodzeniem, czyli poczucie wstydu. Natychmiast zaczęłam się wstydzić własnego ciała. Gdy tylko przychodziły cieplejsze dni – znajdowałam szersze ubrania, by idealnie przykryć moje znienawidzone kształty. Wspólnych wyjść na plaże z koleżankami wręcz unikałam, robiąc wszystko, co się da, by nie być tam, gdzie były one. Aż pewnego dnia zwierzyłam się mojej przyjaciółce, dlaczego nie chcę jechać z nimi na wakacje. Wielkość jej oczu po tym, jak usłyszała moje wyjaśnienia, jest do dziś nie do opisania. Zaskoczona wyszeptała jedno zdanie – to dlaczego nic z tym nie zrobisz?

Wstyd, z tym się da coś zrobić?

Jako Polka nauczona byłam się wstydzić, bo przecież od zawsze gdzieś taki model mnie otaczał. Zdanie „jak Ci nie wstyd” było obecne wszędzie. Dlatego jej pytanie spadło na mnie jak grom z nieba. „Dlaczego nic z tym nie zrobię?”. Jak mam to zrobić? Przecież już mam z tym wielki problem, to mam jeszcze coś z nim robić? I wtedy zrozumiałam, jak łatwo jest się wstydzić. Przecież nie trzeba nic robić. Mówi się sobie i całemu otoczeniu, że się wstydzi i już. A kiedy tylko do tego uczucia się przyznamy, to natychmiast wszyscy ze zrozumieniem odpuszczają. I ma się problem z głowy. Idealna wymówka, rozumiana przez każdego. A tu, znalazłam się w kraju, w którym ktoś powiedział mi “Przestań się mazgaić i bierz się do roboty”. Wtedy zrozumiałam, że obiekt mojego wstydu można przeistoczyć w cel do realizacji. I zamiast wstydzić się mojej sylwetki, po prostu postawić sobie za cel być z niej dumną. Owszem, o wiele trudniej będzie podjąć się jego realizacji, niż użalać się nad sobą. Ale na czym mi bardziej zależało? Na tym, by do końca życia unikać wspólnych wyjść w bikini z koleżankami czy na tym, by przezwyciężyć mój wstyd?

Przyznam, że Francuzki – jako kobiety – są bardzo zdyscyplinowane, one sobie nie odpuszczają. Stąd nie ma w ich życiu miejsca na wstydzenie się czegoś, bo jeśli im coś przeszkadza – zmieniają to. Rozmowa z moją przyjaciółką była kamieniem milowym w moim życiu. Gdyż wtedy zrozumiałam sposób na wstyd.

Jak pozbyć się wstydu?

Wystarczy go przeistoczyć w cel, taki do zrealizowania. I zabrać się za codzienną, systematyczną pracę nad nim. Jako dreamsetterka nazywam to powiedzeniem “wstydowi a kysh”. Stworzyłam nawet zabawne narzędzie, ChouChou A Kysh do tego, że gdy tylko poczujemy, że się czegoś wstydzimy, to mamy sobie z niego strzelić. Delikatny ból idący do mózgu przerywa negatywne myślenie, a my sami zaczynamy od nowa, czyli od zastanowienia się, co zrobić, by czuć się dobrze.

Bardzo łatwo jest pozostać w negatywnym świecie – nic nie trzeba robić, by tam być. Za to ile trzeba się napracować, by być zadowolonym z życia i niczego się nie wstydzić? O ile więcej warte jest podjęcie decyzji o działaniu? Tylko dzięki temu będziemy osiągać to, na czym każdemu z nas zależy, czyli uczuciu satysfakcji, czyli tzw. szczęśliwe chwile. Jak zawsze podkreślam – szczęśliwym się bywa, nie da się nim być bez przerwy. Dlatego francuskim sposobem nie jest wstydliwie spuszczanie oczu, lecz wręcz przeciwnie – podnoszenie głowy i zabieranie się do walki z nim.

A najskuteczniej gdy?

Wystarczy go przeistoczyć w cel, taki do zrealizowania. I zabrać się za codzienną, systematyczną pracę nad nim. Jako dreamsetterka nazywam to powiedzeniem “wstydowi a kysh”. Stworzyłam nawet zabawne narzędzie, ChouChou A Kysh do tego, że gdy tylko poczujemy, że się czegoś wstydzimy, to mamy sobie z niego strzelić. Delikatny ból idący do mózgu przerywa negatywne myślenie, a my sami zaczynamy od nowa, czyli od zastanowienia się, co zrobić, by czuć się dobrze. Bardzo łatwo jest pozostać w negatywnym świecie – nic nie trzeba robić, by tam być. Za to ile trzeba się napracować, by być zadowolonym z życia i niczego się nie wstydzić? O ile więcej warte jest podjęcie decyzji o działaniu? Tylko dzięki temu będziemy osiągać to, na czym każdemu z nas zależy, czyli uczuciu satysfakcji, czyli tzw. szczęśliwe chwile.

Co dało mi zrozumienie francuskiego podejścia?

Jak zawsze podkreślam – szczęśliwym się bywa, nie da się nim być bez przerwy. Dlatego francuskim sposobem nie jest wstydliwie spuszczanie oczu, lecz wręcz przeciwnie – podnoszenie głowy i zabieranie się do walki z nim.

Wraz ze zrozumieniem francuskiego podejścia do wstydu – odkryłam też, dlaczego Francuzki są zadowolone ze swojego życia. Bo potrafią uporać się ze tym, co im przeszkadza, czyli wstydem, który jest największym mordercą szczęśliwych chwil i który nie jest nam do niczego potrzebny. One przemieniają wstyd w cele do zrealizowania i zmagają się z nimi. A gdy już je osiągną, to są zadowolone (potocznie mówiąc szczęśliwe) z siebie.

Dlaczego nic z tym nie zrobisz?

Brałam kiedyś udział w konferencji o wstydzie i po moim wykładzie usłyszałam “nigdy o tym nie pomyślałem, aby zwalczyć wstyd marzeniem”. I dokładnie tak. Najlepsze, co możemy ze wstydem zrobić, to przekształsić go w cel do realizowania. Opowiedziałam Wam moją „historię okrągłości”. Wstydziłam się mojego ciała do pamiętnej rozmowy z Charlotte. Potrafiłam zniszczyć wszystkie weekendowe wyjazdy, zostając w domu i mówiąc, że muszę pracować. Mało tego – byłam przekonana, że muszę pracować. Aż usłyszałam pytanie „dlaczego nic z tym nie zrobisz?” i pomyślałam “Do diabla, ile można się koncentrować na negatywnej stronie?”. Przecież należy działać i coś z tym zrobić, a nie użalać się w nieskończoność. Postanowiłam działać. I gdyby nie brak francuskiej dyscypliny – myślę że dziś miałabym figurę modelki, ale powiem szczerze, że uważam, iż jest całkiem nieźle.

A zatem?

Skoro w obecnych czasach wszędzie panuje moda na naturalność – przeanalizujmy sobie, z czym się rodzimy, a co nabywamy. A następnie zastanówmy się, czy to, co nabyliśmy – jest nam potrzebne. A jeśli nie – to zróbmy z tym coś, by czuć się dobrze. Dlatego powiedzmy wstydowi A Kysh, przemieńmy go w cel do zrealizowania i bierzmy się do pracy, bo samo nie dzieje się nic.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder